Translate

poniedziałek, 31 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 16.

 

Knight before the fight, medieval manuscript, probably from the turn of the 13th / 14th century, Manuscript - Cappon.227, Biblioteca Apostolica Vaticana.

Trochę o hełmach i średniowieczu.

     Rycerz przed walką, średniowieczny obraz przygotowań wojownika do walki konnej i pieszej (bo znam ciąg dalszych obrazków tej historii). Zasób Biblioteki Watykańskiej, rękopis (chociaż chyba coś źle nazywam, bo historia jest w pełni obrazkowa, bez jednego słowa pisanego) katalogowo określony sygnaturą Manuscript - Cappon.227 - dokument w pełnym dostępie cyfrowym. Na chłopski rozum i wg dość powierzchownej wiedzy, dokument pochodzi z czasów z drugiej połowy XIII wieku lub początku wieku XIV. Określam to po specyfice typu odzieży ochronnej, pancerz typu kolczuga (bez namiastki elementów płytowych) z hełmem typu garnczkowego (znane mi egzemplarze z terenów ziem niemieckich to około 1300 - 1350 rok). Przypuszczalnie Francja lub Niemcy, chociaż stawiam jednak na dworskość francuską z uwagi na charakter rysunkowej publikacji. W zasobie Biblioteki Watykańskiej, dokument o charakterze typowo świeckim, z mojego dosyć płaskiego doświadczenia, wydaje się być dość szczególna i nietypowa. Większość dokumentów tam publikowanych to jednak treści w mniejszym lub większym stopniu dotyczące tematyki eschatologicznej. Rękopis (cały czas gdzieś ten dysonans semantyczny) jest w pełni historią obrazkową, która w kulturze średniowiecza, w zakresie pieśni rycerskiej, musiała być swoją treścią oczywista, przypuszczalnie nawet dla najbardziej ułomnego przedstawiciela plebsu. Niestety nie znam podstawowych historii rycerskich średniowiecza (ani legend arturiańskich, pieśni o Rolandzie, czy Tristanie i Izoldzie) a co dopiero bardziej wysublimowanych opowieści, którymi ówczesny świat z całą pewnością żył i przetwarzał.

niedziela, 30 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 15.

 

Paul of Tarsus, the moment of conversion, "Manuscript - Vat.lat.39", Biblioteca Apostolica Vaticana.

Trochę o św. Pawle (nie)apostole i upadku z wysokiego konia.

Nie zamierzam opowiadać o życiu czy okolicznościach nawrócenia Pawła z Tarsu na wiarę wcześniej promowaną przez Jezusa, chciałem zwrócić jedynie uwagę na lepszy obrazek. W zdigitalizowanych zasobach Biblioteki Watykańskiej, pod nazwą Manuscript - Vat.lat.39, kryje się kodeks pergaminowy z szalenie interesującym zestawem obrazków ilustrujących ideowy przekaz Starego i Nowego Testamentu. Wyjątkowość tych obrazków polega na tym, że w sposób szczególny (przynajmniej dla mnie), przedstawiono ikoniczne sceny, które w naszych głowach pozostawiła już mocno przetworzona sztuka czasów nowożytnych i późniejszych. Iluminatorzy średniowieczni są w prostej linii twórcami wzorców przedstawień w sztuce Caravaggia, Michała Anioła czy Rembrandta. To oni tworzyli kanon tego co istotne i jak powinno zostać przedstawione. Do tego stosowali czytelność (dla nas już niejasną), która dla współczesnych była nazbyt oczywista.

Symultaniczne przedstawienie tego co się wydarzyło z przyszłym prorokiem chrześcijaństwa pod Damaszkiem i rzeczy, które miały miejsce trochę później. Paweł na skutek interwencji boskiej został oślepiony, zrzucony z konia i narażony przypuszczalnie na przekaz docelowy (ponieważ wszedł w jakąś formę komunikacji przeznaczonej wyłącznie dla niego). Co ciekawe widać Pawła już leżącego ale jeszcze nie upadłego, cały czas pozostaje w przelocie, tuż ponad ziemią. Nieco zaskoczony, ale w kontakcie wzrokowym z siłą wyższą artykułującą komunikat. Jezus objęty okręgiem żywiołów niebieskich, wsparty został akcentem ognia skierowanego ku nawracanemu Pawłowi (istotny przekaz wzmocniony efektem blaskości - claritas i ogniem, niczym gorejący krzew, który miał Mojżeszowi okazać obecność i słowo Boga).

Warto czasem popatrzeć bliżej, rozumniej, ze spokojną uważnością, wtedy dostajemy to co najprzyjemniejsze, dobrą historię i przyjemność z jej czytania. Zachęcam do przejrzenia zasobów Biblioteki Watykańskiej, myślę że docelowo nikt się nie rozczaruje ;)


sobota, 29 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 14.

Zdjęcie z dzisiejszej aukcji ( tj z dnia 27/01/2022, około godziny 21).

Czyli o tym jak człowiek nigdy nie wie co i kiedy ;)

Dosłownie przed małą chwilą, na portalu wyprzedażowym z ubraniami, dostrzegłem propozycję sprzedaży modeli żołnierzyków za kwotę 20, 00 zł. Z daleka, na stosunkowo kiepskim zdjęciu szału nie ma, zwykła podziecięca wyprzedaż szuflady z niepotrzebnymi akcesoriami, z których ktoś kiedyś już wyrósł.

Powiększona zawartość aukcji, z widocznymi perełkami z czasów PRL.

Przy bliższym spojrzeniu, cała masa modeli czasów PRL, jeszcze nie wiem ile, widzę tam jednak kilku napoleończyków (również po stronie koalicji), kosyniera (klasyk kiosków RUCHu) i wielu innych na których przypuszczalnie też się nie zawiodę. Jeżeli przyjdą, z całą pewnością będę zadowolony ;)

piątek, 28 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 13.

 

Wycinarkę Proxxon PR27080.

Tak trochę o marzeniach i obróbce PCV.

Tak sobie próbuje poukładać w głowie to swoje modelarskie działanie, zachować jakąś spójność i względną jego konsekwencje. Cały czas jednak sobie myślę, że brakuje mi i trochę odwagi i chyba polotu do wykonania konkretnych rzeczy. Siedzę od jakiegoś czasu w filmowych poradnikach tworzenia terenów do gier, oglądam to co inni z siebie oddają w lepszej lub mniej wyrafinowanej jakości i myślę, że jednak brakuje mi skilla do działania. Po za samą iskrą, pneume czy jak to nazwać inaczej, dosyć konkretnie rozważam uzupełnienie swojego warsztatu o dwa główne segmenty tematyczne.

Chodzi o materiał i urządzenie do obróbki płyt PCV i pochodnych. Skupię się na PCV spienionym (w trakcie pisania tego postu zamówiłem kilka powściągliwych rozmiarem płyt, żeby zobaczyć na czym polega fenomen tego materiału), który wydaje się być najbardziej stosowny do budowy terenów do gier. Ku mojemu zdziwieniu, PCV spienione nie jest tanie, także zobaczę jak bardzo wciągnę się w jego użytkowanie. Jeżeli chodzi o urządzenie do obróbki, celuje w wycinarkę Proxxon PR27080 tak za około 450, 00 zł, wygląda solidnie, marka dobra a i waga urządzenia (ok. 3 kg) mnie satysfakcjonuje. Będę mógł tworzyć prefabrykaty wg własnego uznania i w skali rzec by można masowej.

Drugim segmentem mojego działania, będzie odlewnictwo. Już teraz zaopatrzyłem się w formy silikonowe od Green Stuff World i mógłbym skupić się na wytworzeniu komponentów budowlanych z np gipsu, jednak żywica wydaje się być takim nieco bardziej eleganckim rozwiązaniem w zastosowaniu. Chciałbym wytworzyć również część elementów z takim moim indywidualnym charakterem (z pominięciem tej całej otoczki darmowych wzorów druku 3D, czy zakupów gotowych form żywicznych). Sam bym sobie produkował i powielał określone wzory detalu architektonicznego, wyposażenia wnętrz czy innych drobnych elementów, które wzbogaciły by to moje działanie modelarskie. Mam gdzieś z tyłu głowy masową produkcję wozów husyckich, wykonaną z gotowych prefabrykatów, a i inne pomysły też się gdzieś gonią w okolicach szarej masy.

Proxxona może sobie kupię na urodziny w lutym, a całą resztę będę rozwijał już docelowo w zakresie bieżących środków i potrzeb.

czwartek, 27 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 12.

 

Pabianice, kościół pw św Mateusza, plan, oprac. Piotr Gryglewski.

Cieszy mnie ta systematyczność pamiętnikarska, którą stosuje przy refleksji o rzeczach, które mnie właśnie zajmują. Możliwe, że utrzymam tą pisarskość i zostanie to ze mną jak długo się tylko da. Po czasie niedyspozycji zdrowotnej, która mnie jeszcze trzyma, chociaż już z nieco mniejszym natężeniem, wracam do poważnych rozważań o działaniu modelarskim i o różnych formach herezji w sztuce, która przez wzgląd na to pierwsze wydaje się być dla mnie elementem integralnym. 

Z rzeczy bieżących, doszły do mnie formy silikonowe od Green Stuff World, z których można wytworzyć ciekawy zasób elementów konstrukcyjnych lepszych nieruchomości umocowanych historycznie lub jak kto woli bajkowo. Od tego samego producenta przybyły również stemple z teksturą podstawek do D&D, w dwóch skalach i co ciekawe ta mniejsza, w zakresie cal x cal, wydaje się być jakoś bardziej zręczna, szczególnie dla mnie modelarza, mocno osadzonego w modelach 28 mm.

Kolejne rzeczy, które mają przyjść to książki w fajnych cenach, które jednocześnie uzupełnią zasób biblioteczny i pozwolą na lepsze zapoznanie się z czasami wojen napoleońskich na ziemiach polskich.

- 1809 Grom nad Dunajem, Zwycięstwa Napoleona nad Habsburgami, Tom I, Abensberg, John Gill.
- 1809 Grom nad Dunajem, Zwycięstwa Napoleona nad Habsburgami, Tom II, Aspernk, John Gill.
- Manewr na Pultusk, Kampania jesienna w Polsce 1806 roku, Georges Lechartier.

John Gill jako autor refleksji o czasach napoleońskich, z lektury tego co dotychczas mogłem sobie przeczytać wydaje się doskonale zapowiadać, jako produkt stanowiący monografię dobrze udokumentowany źródłowo i fajnie osadzony merytorycznie.

Z motywów bardziej już wiążących sztukę z życiem a kościół powszechny z wiarą, w zakresie czynności służbowych, miałem całkiem niedawno możliwość poznać, chyba najważniejszego księdza w diecezji łódzkiej (i nie był nim arcybiskup). Otóż w mojej ocenie, która trochę się potwierdziła przez obserwacje, najistotniejszą osoba w hierarchii kościelnej na gruncie łódzkim, jest ksiądz ekonom. To urocze, ale dawno w tak krótkim czasie (tj ok 30 minut), nie widziałem tak wielu, pokornych petentów niemalże gotowych całować tego człowieka po sygnetach (gdyby tylko je miał lub w cokolwiek bardziej wymownego). Czuło się człowieka z władzą, mocno jej świadomego - było to doświadczenie zastanawiające i rodzące sporo refleksji. Dochodząc jednak do sedna tego spotkania, był to człowiek również mocno osadzony w spuściźnie historycznej tego dziedzictwa, którym zawiadywał, to w odróżnieniu do poprzedniego doświadczenia było mocno pozytywne. W krótkiej rozmowie dało się odczuć dobrą znajomość przeszłości i wartości artystycznej zasobów archidiecezji łódzkiej. Mam nadzieję (z cieniem pozytywnego przebłysku), że świadomość hierarchów kościelnych, odnośnie wartości historycznej zawiadywanym przez nich dobrem, będzie przekładać się na dobrą o nie troskę. Kiedyś na jakimś objeździe naukowym, wykładowca, którego bardzo szanuje jako uczonego i człowieka, stwierdził, że istotą zachowania zabytku jest świadomość czym on jest i jak powinien być traktowany. Dlatego chyba, ta jedna rozmowa z setek prowadzonych, wydaje się być ważna i szczególna. Chociaż swoją drogą dołożę wszelkich starań, co by tej niejednoznacznej dla mnie postaci, osobiście już nie doświadczać.

środa, 26 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 11.

 

Frantisek Smahel, Rewolucja husycka, 2018.

       Dzień dzisiejszy powitałem dwoma przydatkami, które miałem możliwość nabyć trochę wcześniej, a dzisiaj za pośrednictwem paczkomatu, udało mi się odebrać. 

      Pierwszym, jest zestaw startowy Dungeons & Dragons w polskiej wersji językowej. Jeszcze nie wiem czego oczekuje po tym zakupie, liczę na dobrą zabawę i niezły pretekst do działania modelarskiego. Jak dla mnie dość złożony system gry, z trudnym do uchwycenia motywem spójnym z moją zwichrowaną wyobraźnią. Atrakcyjnie wydają się jasno określone mapki, system ich podziału i możliwości jakie dają przy próbie tworzenia na ich podstawie terenów. Może się okazać, że nie wkręcę się w samo granie, ale już np w wytworzenie scenografii - czemu nie ;) Przestrzeń - mam nadzieję, pozostawia sporo miejsca na rozwój, także kto wie co z tego się jeszcze będzie rodzić. 

     Drugą rzeczą, która do mnie w dniu dzisiejszym dotarła to książka, ostatni brakujący (trzeci) tom Rewolucji husyckiej, Frantisek Smahel, wymarłego już nieco wydawnictwa Napoleon V. Dobre, merytoryczne opracowanie, które skupia się na głębokiej genezie przyczyn zmian społecznych i politycznych, powstania i aktywności (w skali wykraczającej chyba nawet współczesne pojmowanie), ruchu husyckiego. Z tej książki dowiadujemy się również, jak zjawisko rewolucji husyckiej, było wykorzystywane politycznie przez władców państw ościennych, do wywierania presji w sprawach, które Czechów wcale nie dotyczyły. Także pożyteczna lektura, bardzo godna polecenia.

wtorek, 25 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 10.

 

Musketeer, 17th century, Warlord Games, 28 mm.

      Dziś o podstawkach i podkładzie pod panele podłogowe. To moje malowanie figurek ma pewien drobny mankament, aby cieszyło oko jak najdłużej, musi być dobrze zabezpieczone werniksami oraz dobrze stworzyć na modelu element, który umożliwi przeniesienie figurki bez jej dotykania. Moje kwadratowe podstawki z PCV, własnoręcznie wykrawane niestety są takie może i całkiem estetyczne, ale trudne do uchwycenia, w momencie kiedy najdzie nas ochota na dotykanie modelu. Pomyślałem sobie, że może warto na tą okoliczność znaleźć jakieś lepsze rozwiązanie. Mam doświadczenie z korkiem, niestety z grubym, strukturalnym  ziarnem, co to się bardziej odłamuje niż wykrawa. Korek ma grubość około 3 mm i wydaje się być na taką okoliczność dostatecznie dobry, żeby zastosować go przy modelach, szczególnie do wariantów gier skirmishowych. Naszło mnie jednak na zakup prasowanej fizeliny z włókien sosnowych, stosowanej na płytach podkładowych pod panele podłogowe. Pozwoliłem sobie na zakup płyt grubości ok. 5 mm, co w mojej ocenie miało przede wszystkim dobrze zachowywać się na stole oraz stanowić dobre zabezpieczenie i uchwyt, w przypadku gdybym daną figurkę chciał przemieścić. Jak widać na zdjęciu, wyszło chyba trochę tak sobie. Gdzieś zgubiłem proporcję i osiągnąłem efekt figury szachowej na dość dużym cokoliku. Fizelina jak fizelina, przy obróbce (cięciu) ma to do siebie, że się farfocli i nie trzyma fasonu podstawki (co widać na zdjęciu). Pozwoliłem sobie ten materiał trochę utwardzić klejem cjanoakrylowym, ale ten wsiąkł nie pozostawiając oczekiwanego efektu, utwardzonych krawędzi podstawki. Myślę sobie, że jak się odrobinę ociepli i wyjdę na balkon, pozwolę sobie jeszcze ową materię pokryć Kaponem do krycia i zabezpieczenia drewna, może to przyda więcej oczekiwanej sztywności, niezbędnej do obróbki i używania na modelach.

Musketeer, 17th century, Warlord Games, 28 mm.

        Zakup tych płyt nie jest w swojej istocie złym pomysłem, stanowić będzie doskonałą okładzinę moich półek gablotkowych na modele, które zamierzam składać w niedalekim czasie.

Musketeer, 17th century, Warlord Games, 28 mm, base.


poniedziałek, 24 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 9.

 

Silicone Moulds Stonework, Green Stuff World,

         Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko wydać coś na kształt pisemnego oświadczenia, że wydatki poniesione na modeling w tym miesiącu (i chyba kilka do przodu), są kategorycznie ostatnimi. Co prawda nie nabyłem nowych modeli, bo z moim tempem malowania i tak jestem przytkany na kilkaset lat. Dlatego tak dla odmiany zbezcześciłem haisy na ułatwiacze do produkcji terenu do gier, szczególnie w zakresie systemu Dungeons & Dragons.

Z takich strategicznych zakupów, oczekuje na:

- Silicone Moulds Stonework, Green Stuff World,
- Dungeon Silicone Moulds, Green Stuff World,
- Dungeon Plunger Cutter, Green Stuff World,

        Wszystko oczywiście w wysmakowanej skali 28 mm, pasownej do całego zła piętrzącego się na moich półkach. Jak zauważycie, jest tam pieczęć do wytwarzania kafli (w trzech odmianach teksturalnych), cały moduł do ich odlewania oraz zestaw małego muratora, co to przy odrobinie wyobraźni pozwoli zapchać przestrzeń kilkoma ciekawymi nieruchomościami w klimacie fantasy.

Dzienniki warsztatowe, odc. 8.

Hussite archer, Perry Miniatures, plastic box (The English Army 1415 - 1429), 28 mm.

Ze spraw najważniejszych chyba to, że model husyckiego łucznika (pierwszego z sześciu) został ukończony. Finisz malowania nie obył się bez kilku drobnych zgrzytów.

 

Hussite archer, Perry Miniatures, plastic box (The English Army 1415 - 1429), 28 mm.

Kończąc model, tak dla własnej fanaberii nakładam dwukrotnie werniks, przez co mam taką swojską pewność, że model nie obłuszczy się z farby. Pierwsza warstwa to mat od Army Painter, nakładany pędzelkiem, który jak się okazało nie do końca jest matowy, po nałożeniu powłoki ochronnej wyszło urocze rozświetlenie, a światełko zwyczajnie lepiej nie mogło się refleksić ;) Królikiem w kapeluszu na nadmiar blaskości mojej figurki miał być lakier matowy CITADEL od GW w sprayu. Niestety nie zniwelował nadmiaru wyświecenia, a tylko może trochę udało się ułożyć kolor w schemat zbliżony do pożądanego. 

Hussite archer, Perry Miniatures, plastic box (The English Army 1415 - 1429), 28 mm.

Dalej, warto słowem o finalizacji podstawki, tu też wyszło śmiesznie bo miałem dużo nowych tuft (ów)  i nie mogłem się oprzeć przed ich nadmiernym użyciem. Wyszło tak nieco na bogato i choinkowo (brakuje tylko gwiazdy betlejemskiej).

Hussite archer, Perry Miniatures, plastic box (The English Army 1415 - 1429), 28 mm.


sobota, 22 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 7.

 

Rycerska ramka z zestawu AGINCOURT FRENCH INFANTRY (1415-1429), 28 mm.

         Dość typowo i komponująco się z działaniem warsztatowym, doszły do mnie dwa pudełka od braci Perrych, średniowiecznego składu z bitwy pod Agincourt. Skupię się na wyprasce piechoty, która w tym całym zamęcie bitewnym najbardziej mnie interesowała, w zakresie przeobrażeń na tych moich koncepcyjnych Husytów. Zestaw pudełkowo nazwany jest AGINCOURT FRENCH INFANTRY (1415-1429), wytworzony przez Perry Miniatures, w twardym plastiku, skali 28 mm, w liczbie 42 żołnierzy. Trzy większe wypraski ujmują w sobie 12 szt. postaci spieszonego wojska z możliwością adaptacji na żołnierza walczącego w zwarciu (piki, miecze i inne) oraz z bronią dystansową (szczególnie atrakcyjne kusze, które są w tym zestawie niesamowicie klimaciarskie). Wypraska z 2016 roku, a zatem nie aż tak stara, żeby kłuć w oczy nadmiarem nadlewu z formy wtryskowej, który w tym zestawie jest aż nadto zauważalny. Szczególnie razi to przy modelach braci Perrych, gdzie jakość i uszczegółowienie zestawów plastikowych zwykle powala, wbija w glebę i pustoszy mózgi, teraz jest bardzo dobrze ale trochę nie nawykłem do tych plastikowych ogonów ciągnących się gdzieś za włócznią (bo to chyba jakiś defekt produkcyjny przy tym konkretnym detalu). Na uwagę zasługują pawęże, których jest po dwie na wyprasce (dla mnie trochę za mało, może spróbuje zrobić jakieś kopie), są wykonane świetnie i pozostawiają przestrzeń na malarski fetyszyzm. Ostatnia ramka (mała dla sześciu modeli figur) prezentuje odziane w szlachetniejsze uzbrojenie i ochronę pancerza, spieszone rycerstwo, które ma tę podstawową zaletę, że blachy pancerza pokryte zostały cienkimi tunikami, zwykle zdobione barwą i oznaczeniem heraldycznym. Jest to o tyle dobre, że nadaje to fajną przestrzeń dla kolorystycznej różnorodności, w odróżnieniu do malowania samych pancernych blach w ich nieco monotonnych odcieniach szarości.

Standardowa ramka piechoty z zestawu AGINCOURT FRENCH INFANTRY (1415-1429), 28 mm.

        Wrażenia pewnie będę opisywał, kiedy zacznę te modele malować, dopiero wtedy po sklejeniu i pomalowaniu można coś sensownego o figurze powiedzieć. Jest jeszcze tak, że niektóre modele maluje się fajnie, z taką naturalną swadą i poczuciem niewymuszenia, inne trzeba czasem wymęczyć (te ostatnie są dla mnie trudne, bo maluje dla przyjemności ale gdzieś potrzeba dokończenia podjętej pracy przymusza do wysiłku i przestaje być dobrą zabawą).


piątek, 21 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe odc. 6.

 

Łucznik schyłku XV wieku, zestaw plastikowy, Perry Miniatures, 28 mm.

      Trochę malowania, szczególnie górnych elementów figurki łucznika moich husyckich bohaterów. Tak pokrótce malowanie średnio, zdjęcia jeszcze słabiej i nie mam na razie na nie pomysłu. Mimo, że sprzęt mam taki całkiem, to niezbornie i nie ostro wychodzą te fotografie. Do tego mam wrażenie, że jak malowałem, to jakby wyciąganie kontrastu np twarzy posunąłem możliwie najdalej, zdjęcia mówią coś zupełnie innego. Muszę ten model chyba jakoś bardziej rozjaskrawić, co by życie w nim jakieś było i takie coś co tak dokumentnie nie zanudzi widza.

     Wyniki malowania na owych niedoskonałych zdjęciach ;)

Łucznik schyłku XV wieku, zestaw plastikowy, Perry Miniatures, 28 mm.

Łucznik schyłku XV wieku, zestaw plastikowy, Perry Miniatures, 28 mm.


czwartek, 20 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 5.

 

Łucznik schyłku XV wieku, zestaw plastikowy, Perry Miniatures, 28 mm.

        Słowem refleksji, a jest jej ostatnimi czasy nieco więcej, ci Husyci to taka celowa trochę dążność do pracy, którą wykonuje w nieco innych już przestrzeniach. Z wykształcenia i zamiłowania jestem historykiem sztuki i tak aby nie wygasł mi skill do przetwarzania tego kierunku, staram się podejmować mniej lub bardziej powiązane prace. Polegają one nie tylko na obcowaniu ze sztuką, w moim przypadku sakralną, ale również pracą z literaturą i próby dostrzegania wszystkich tych smaczków, które swoją istotność gubią w ogólnym i trochę powierzchownym poczuciu ładności naszego oglądania. I tak przerzucając strony przywoływanego wczoraj kodeksu z Jeny, mam wrażenie, że ulatuje nam cały smaczek niuansów graficznych, który nie tylko tworzy kontekst tych cudownych antytez, które niczym w Biblii pauperum, są komiksowym zestawieniem porównań. Również tracimy kontekst antagonizmu, który w łagodniejszej i bardziej wyrafinowanej formie przeciwstawiał siebie doktryny ojców kościoła, wczesnych apologetów wiary z mocno rozpowszechnionym ruchem gnostyckim (który przywołując te same źródła tj. księgi Starego i Nowego Testamentu), wykazywał sprzeczność zachowań, poglądów i postaw. Bawi też zawłaszczanie formy zestawień graficznych, tak popularnych w czasach późnego średniowiecza, co też pokazuje jak wchłonięci byliśmy jako odbiorcy informacji graficznej w znaczenia, symbolikę, przekaz i cały zestaw powiązań. Mam wrażenie, że gdzieś przez jakąś nadprodukcje otaczającego nas obrazu, pewne przebodźcowanie, zdolność takiego czytelnictwa obrazkowego dla nas w tej chwili jest zwyczajnie niedostępna. Do tego jeszcze z całą pewnością wrócę, a okazji z całą pewnością nie braknie.

      Tak jeszcze słowem warsztatowego uzupełnienia wstępne, bazowe malowanie przed dzisiejszym rozjaśnieniem, model z manufaktury Perry Miniatures, łucznik schyłku XV wieku, zestaw plastikowy, 28 mm.

środa, 19 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 4.

 

Spalenie Jana Husa w Konstancji, Kodeks z Jeny, Antithesis Christi et Antichristi, ok. 1490 - 1510.

         Warsztatowo dokonały się dwie rzeczy. Pierwsza tak bezpośrednio istotna i przekładająca się na faktyczne działanie - szóstka łuczników od Perrych została oblepiona przydatkami (kołczany ze strzałami i chyba w jednym przypadku jakiś miecz) oraz pokryta warstwą farby podkładowej. Stosuje stosunkowo tani ale doskonale przyjmujący farbę akrylową, czarny podkład używany w lakiernictwie samochodowym ( AUTO-FIT w wersji matowej, producenta nawet nie zamierzam wspominać z nieistotności). Rzecz w tym, że każdy czarny lakier będący matowym podkładem do aut, praktycznie nadaje się do malowania modeli, kiedyś przekonałem się do poleconego mi lakieru marki MOTIP, który nie dość, że w potężnej butli, to jeszcze z doskonałą właściwością kryjącą, w cenie dużo mniejszej od tych, które sprzedawane są w profilowanych sklepach modelarskich. Niestety te podkłady na krótko mi starczają, bo jeszcze trzeba zamalowywać ikonografię faszystowską, pojawiającą się nieustannie w mojej okolicy.

Pierwszy łucznik, taki, który nakłada strzałę na cięciwę (w stylizowanym waciaku), pokryłem farbami bazowymi i bez szczególnej staranności wykąpałem w washu (coś z nazwą CITADEL na nalepce).  Miałem kłopot z barwą, bo istotnie to co malowane jest w zakresie prezentacji producenta, znamionuje powagę zachowania konsekwencji jakiegoś normatywu barw herbowych, tj tych, za których owi żołnierze mieli umierać. Tak mi osobiście wyszło, że umieranie będzie odbywać się w szeregach moich wojaków za antypapizm, zatem jak już pewnie domyślacie się, maluję klasycznych husytów. Z obserwacji ikonograficznej, staram się do żołnierza tej idei zachować wyłącznie konsekwencje zastosowania koloru czerwonego w dowolnym elemencie odzieży (w przypadku malowanego łucznika jest to ta dziwna kominiarka - czepiec?).

Kolejną istotną rzeczą dnia dzisiejszego, która przypuszczalnie (chociaż niekoniecznie) objawi się jutro, to dwa nowe zestawy modeli Perry Miniatures:

- Mounted Agincourt Knights 1415-29, plastikowy box średniowiecznej kawalerii (trochę innej od poprzedniego zestawu), x 12 szt.,

- AGINCOURT FRENCH INFANTRY (1415-1429), plastikowy box piechoty (estetyką bardziej pasujący do tych moich husytów), x 42 szt.,

       Jako, że jesteśmy na starcie z lepszym cyklem husyckim, post obrazuje ilustracją spalenia Jana Husa w Konstancji z lepszego tekstu źródłowego (Kodeks z Jeny, Antithesis Christi et Antichristi, 1490 - 1510).

 

wtorek, 18 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 3.

 

Łucznik z zestawu AO40, THE ENGLISH ARMY 1415-1429, manufaktury Perry Miniatures, 28 mm.

       Doszły do mnie te wściekłe pudełka z modelami żołnierzy czasów średniowiecza. W sumie fajnie bo jest to też taki solidny przyczynek do dobrej refleksji tak o możliwości zastosowania tych modeli, jak i o czasie który je kontestuje. Żeby się tak fajnie wciągnąć w owo późne średniowiecze, docelowo nawet burgundzkie (to modelowo dworskie z jakością orderu złotego runa ;), odsłuchuje przy składaniu, klejeniu i malowaniu szczególną książkę Johana Huizinga, Jesień średniowiecza. Kiedyś mierzyłem się z nią na okoliczność swoich studiów, teraz pozostały zainteresowania i zależy mi na tym aby je wspierać czymś konkretnie jakościowym, zatem słucham i się cieszę. Drugą sprawą są konteksty, a że i tak zabrnąłem już w manicheizm (w zakresie jakiś bieżących przetworzeń), to nie wiem czy nie pozostanę w kręgu jakiejś lepszej herezji czy to katarskiej, czy husyckiej (ze wskazaniem na tą ostatnią). Kontekst tematu z grubsza powinien pokrywać się z przybliżoną zgodnością czasu, zatem z katarami mogę mieć zwyczajnie problem, bo to temat, który się wyczerpał do XIII wieku (mnie, przez wzgląd na estetykę modeli, bardziej jednak interesuje wiek XV).

      Niżej poglądowo pierwsza szóstka łuczników (z definicji angielskich - długie łuki), którzy jutro zostaną oprawieni farbą podkładową i liczę, że jakimś wstępnym malowaniem.

Łucznicy z zestawu AO40, THE ENGLISH ARMY 1415-1429, manufaktury Perry Miniatures, 28 mm.


poniedziałek, 17 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 2

 

17th century musketeer, work from the distant past.

        Rozdroża myśli i niekonsekwencji, to chyba temu zawdzięczam trzy kolejne boksy kupionych przeze mnie dzisiaj modeli. Skupiłem się na wytworach manufaktury Perry Miniatures, bo to doskonały producent i bezwzględnie przy nowatorskich eksperymentach na moim poczuciu estetyki, szkody wydają się być dobrze zminimalizowane (przy możliwych rozczarowaniach). Zakup tej serii modeli, umocowanych w czasach już przekwitających wieków średnich, kusił mnie od dawna. Skupiałem się jednak na ciągłym bogaceniu zasobu modeli napoleońskich, z głodną świadomością ciągłego ich deficytu. Planuje też powrócić do podróży w czasy wojny trzydziestoletniej, bo to też u mnie dobrze wyposażony modelarsko czas a przy tym mocno powiązany już z rodzimą aurą wydarzeń zaprzeszłych i bliskich. Myślę sobie, że następne nakłady już docelowo będą skupiać w nieco dłuższym czasie, w metalowe modele grup dowodzenia (chciałbym tego Wallensteina od Walord Games) oraz kilka lepszych jednostek specjalizowanych (tak już w wymiarze bardziej kolekcjonerskim).  

      W zestawieniu nabytków w drodze pozostają:
- WR5, Yorkist Mounted High Command, metal, konna grupa dowodzenia, x 3 szt.
- WR13, Yorkist command and Warwick on foot, metal, spieszona grupa dowodzenia, x 6 szt.
- AO40 , THE ENGLISH ARMY 1415-1429, box plastikowy, piechota, x 36 szt.
- WR40, MOUNTED MEN AT ARMS 1450-1500, box plastikowy, konnica, x 12 szt.
- WR50, FOOT KNIGHTS 1450-1500, box plastikowy, piechota, x 38 szt.

niedziela, 16 stycznia 2022

Dzienniki warsztatowe, odc. 1.

 

Ostatnio malowany i fotografowany model, francuski fizylier z woltyżerską prochownicą.

       Trochę cisnę parafrazą z Lema, trochę z podkastowych refleksji, ową inspirację Dzienników warsztatowych. Wyszło mi, że mogę, że wypada a i też że trzeba, zachować jakiś ciągły kontekst tego działania, pisemności o tym co teraz, co przede mną. W sumie też dobrze się jest mierzyć z bieżącą walką o systematyczność, o dyscyplinę i czas, który trzeba wyrwać jakoś otoczeniu.

 
Dzisiaj trochę o zdjęciach, bo figurki do zdjęć jakoś inaczej zapozowały, niezwyczajnie wyszły i muszę jakoś inaczej coś zrobić żeby wyglądały tak jak trzeba. Prozaiczna przyczyna, stałem się posiadaczem dobrego, neutralnego (chociaż jak dla mnie zbyt chłodnego) źródła światła, malarsko profesjonalnej (lub chociaż może pół - choć dla mnie to i tak mistrzostwo świata) lampy, która trochę odmieniła moje życie. Jak się okazało życie moich modeli na zdjęciach również.

 
Żeby uzdatnić fotografię do jakiejś publikacji, zmieniałem rozjaśnienie ( bo było jakoś zbyt ciemno), saturacje (bo wychodziło za źółto) i całe życie wydawało się być poukładane. Wczoraj pierwszy raz wykonałem takie zdjęcie, z nowym światłem i doszło do absurdu, żeby było trochę jak kiedyś próbowałem przyciemniać i zwiększać saturacje - to było dziwne. Myślę, że to chyba kwestia przyzwyczajenia, może wypracowania nowej konwencji robienia zdjęć, z całą pewnością jednak nowej rozkminy koncepcyjnej z tym jak ma obrazek wyglądać po mojemu.

Fusilier 2/6, 3rd Ligne, Warlord Games, 28 mm.

 

Fusilier, 3rd Ligne, Warlord Games, 28 mm.

      Dużo warsztatowych refleksji nie będzie, może tylko tyle, że zakończyłem drugiego z szóstki wojaka pierwszego regimentu fizylierów 3. Pułku piechoty liniowej wojsk francuskich czasów wojen napoleońskich. Ten trochę pokraczny design, zawdzięczamy z jednej strony producentowi modeli (manufakturze Warlod Games), z drugiej zaś mojej niezborności (ile czego w czym, tj proporcji teraz nie uchwycę). Brakuje mi w tych modelach takiej uchwytności szczegółów jaką mam przyjemność doświadczać u braci Perry, czy w oczywistych modelach VICTIX (chociaż tu ten detal wydaje się zbyt wyrazisty i nieco nienaturalny).

Napoleonika z niedzielnego targu staroci.

      Brak kierunku zwiedzania, brak porządku i swoboda reguł, to niedzielne doświadczanie targu. Obok butelek z długą szyjką, zawilgoconych książek, pocztówek i innych pamiątek ulotnego wspomnienia pokoleń zaprzeszłych. Obrazki, obrazy, reprodukcje, czym by nie były są świadectwem jakiegoś potępieńczego wyścigu życia i śmierci. Wiecznej rywalizacji witalności, koloru, demonstracji żywej siły z intencją - z zabijaniem. 

Takie oto obrazki udało mi się nabyć ostatnio na staroci targu.

Domniemanie, że to jakaś formacja rosyjskich husarów pierwszej dekady XIX wieku.

Domniemanie, że to jakaś formacja rosyjskich husarów pierwszej dekady XIX wieku. (monogram na końskiej kapie, przypuszczalnie z literą A (Aleksander I), chociaż brakuje mi tam typowej rzymskiej jedynki, która tam jednak powinna gdzieś być).


Oba obrazki, w przestrzeni warsztatowej.


Dzienniki warsztatowe, vol. 72.