Translate

czwartek, 9 lipca 2020

Legion Vistula, fizylier, 28 mm, vol. 2

Legion Vistula, fizylier, 28 mm,

     Tak zerkałem na fotografie tego nieszczęsnego wojaka Legii Nadwiślańskiej i początkowo ogarną mnie niedosyt, bo istotnie tej pracy włożyłem całkiem dużo w niemal każdy detal, a wyszło jak by się mogło zdawać, tak sobie. I jak oczywiście kwestia odbioru samej estetyki pracy wydaje się być sprawą mocno indywidualną dla odbiorcy, tak jak sobie popatrzyłem na mocny detal tego malowania i wyszło mi, że tragedii nie ma ;-)

Legion Vistula, szabla, pochwa i pas mocujący.

     Najbardziej bezbarwnie wyszedł mi ten pompon na lince, mocowany na jelcu szabli. Bezbarwnie, znaczy płasko, trochę powinienem te kolorki bardziej skontrastować, ale właśnie na takich zdjęciach tego typu rzeczy widać najlepiej.

Legion Vistula, fizylier, 28 mm,

      Szary odcień obwódki wieńczącej czako (nakrycie głowy tego wojaka), wypatrzyłem na jakieś współczesnej rycinie, do której już nie mogłem jakoś sensownie wrócić. Wszystkie inne, które stanowiły wzorzec malowania, barwę nakrycia głowy ukazywały w jednolitym, czarnym kolorze. Szara obwódka jakoś bardziej mi pasowała i tak niestety zostało, trochę wbrew zgodzie z odwzorowywanym obrazkiem.

Legion Vistula, plecak.

       Zawsze miałem problem malowania koloru futrzastego, o dziwo tutaj wyszedł całkiem zgrabnie.  Nie dopracowałem zapinek plecaka, idąc konsekwentnie za logiką zdobienia białą lamówką, klamry i paski również powinny być takie trochę kremowo-białe.

Legion Vistula, torba (zadnia).

     Znowu skórzaście, z mocnym odcięciem kontrastu malowanego elementu tj trąbki, co to jej się trochę bałem, bo malowanie takiego drobiazgu wymaga mocnych nerwów.

Legion Vistula, nogi żołnierza, buty i opinacze.

     Cały model na początku został pokryty farbą podkładową TAMIYA COLOR TS-3, to taki jasny, wpadający nieco w piaskowy brąz. W praktyce opinacze zostały wyprowadzone kolorystycznie z farby podkładowej, którą już tylko grzecznie rozjaśniałem. Efekt takiej spójności barwnej został osiągnięty końcowym brudzeniem pigmentami (takim piaskowym i mocno rudym).

Legion Vistula, czako i bagnet.

      Bagnet trochę nie do końca, malowany metodą bez zastosowania farb metalicznych. Mam wrażenie, że przy nim mogłem się bardziej wysilić. Zastosowałem na tym tulejowym bagnecie rozjaśnienie "do środka", z każdej z trzech stron. I jak może z jednej strony i z daleka, wygląda to efekciarsko, to jeżeli mam być szczery, to malowanie powinno zostać bardziej urozmaicone. 

Legion Vistula, czako, głowa.

      Z tej strony rozjaśnienie twarzy wyszło nawet spoko (gorzej będzie z drugiego profilu ;-), natomiast okropnie spłaszczyło mi się malowanie detalu tej zapinki pod brodę mocującej czako z głową.

Legion Vistula, twarz i detal nakrycia głowy.

       Ciekawostka, pierwotnie ten sztywno postawiony kołnierzyk pomalowałem na żółto, jednak na żadnej z tych uroczych rycinek papierowych żołnierzyków, na których się wzorowałem, nie odnalazłem takiej konfiguracji barwnej i nie pozostało mi nic innego jak pomalować kołnierz od nowa (czyli w niebieskiej barwie munduru z takim żółtym zwieńczeniem). Detal czapki trochę jak trąbka na wcześniejszym zdjęciu, jest tak mały, że trochę onieśmiela malarza przy jego pracy.

Legion Vistula, twarz, fragment kolby karabinu.

        Doszliśmy do drugiego profilu twarzy pomalowanej figurki, i jak ten pierwszy tak dosyć płynnie udało się rozjaśnić, tak po tej stronie widzimy za mocny kontrast (szczególnie broda), gdzie w istocie trochę przypadkowość a nie umiejętności i cierpliwość zadecydowały o efekcie końcowym oblicza tego wojaka. Nie wiem co w tym jest, ale te cholerne karabiny napoleońskie wyjątkowo dobrze mi się malują, właściwie mógłbym się skupić tylko na nich i nie musiałbym uprawiać rzeczonego malkontenctwa nad własna pracą.

Legion Vistula, mankiet, detal kolby karabinu.

      Z tymi mankietami jest tak, że modele Warlord Games w tej materii trochę doskwierają. Pewnie byłoby to niezauważalne gdyby Perry nie wydał swoich modeli w analogicznej skali, z doskonale odwzorowaną linią detalu (w tym szczególnie wystudiowane mankiety munduru). Malowanie takich modeli ma to do siebie, że łatwiej się to robi, kiedy rzeźba modelu jest na tyle wyraźna, że nie sprawia kłopotu przy rozkładzie barwy, ze szczególnym uruchamianiem mechanizmu wyobraźni, która gdzieś w trakcie procesu twórczego, biegnie często innymi ścieżkami.

Legion Vistula, twarz, fragment kolby karabinu i kocyk rolowany.

      O wszystkim praktycznie już pisałem, z pominięciem kocyka. Profil zrolowanej szmaty, przypiętej do plecaka, w jego górnej części takimi białymi paskami, jest na tyle upierdliwy, że nie odważyłem się na odwzorowanie charakterystycznej ślimacznicy zwiniętego materiału. Wyszło zatem takie klasycznie wybrudzone cieniowanie, bez ekstrawagancji.

Legion Vistula, detal.

      Ostatni obrazek z pewną logika malowania takich modeli. Rękaw, jak w klasycznych poradnikach, światło-cieniowany metodą oktagonu (profil figury geometrycznej pokazuje nam, że najjaśniej ma być na górze w kierunku padania promieni słonecznych - źródła światła i stopniowe schodzenie w cienie, w zgodzie z kolejnymi płaszczyznami ścianek oktagonu). Zatem na górze najjaśniej i stopniowo w dół gdzie ma być najciemniej. Kiedyś z całą pewnością, opublikuje obrazki z metodyką malowania, ze szczególnym uwzględnieniem kompozycji światła i cieni na figurze ludzkiej.  

.... i ten cholerny mankiet, który tak na tych powiększeniach mocno po oczach daje swoim niedoróbstwem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzienniki warsztatowe, vol. 75.